Tam, gdzie zaczyna się miłość
artykuł przeglądano: 1 379 razySobotni poranek, 8 grudnia. Hotel Mieczysławka. Powoli przybywają nasi podopieczni na spotkanie z Mikołajem. Ci, którzy się znają, witają się od razu, inni są po raz pierwszy. Mamy rozmawiają, wymieniają poglądy i informacje. To dobrze, rodzice są pierwszym źródłem wiedzy w sprawach dotyczących możliwości wsparcia dzieci w różnych ośrodkach medycznych. Zdążyliśmy się przywitać, gdy zaczęła grać muzyka i nasze dzieciaki ruszyły do zabawy. Nie są specjalnie nieśmiałe i aż miło popatrzeć, jak chętnie się bawią. Towarzyszą im wolontariusze ze Szkoły Podstawowej w Skrobowie. Obowiązujący strój to czerwona czapeczka z pomponem, wyglądają świetnie i chyba dobrze się czują z naszymi dziećmi.
Zgodnie z zapowiedzią impreza miała charakter niezdrowy, nie miała nic wspólnego z ekologią i zdrowym żywieniem. Co więcej, nie mieliśmy z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia, patrząc, jak szybko i sprawnie nasi milusińscy pochłaniają cieplutką pizzę. Zresztą załoga Mieczyławki nie dała się pokonać załodze Stowarzyszenia i zwyciężyła w konkurencji kto szybciej – oni pieką czy my zjadamy. Wszyscy musieliśmy się poddać, Mieczysławka górą. A potem zadzwonił dzwonek i do sali wszedł Mikołaj. Takiej inwazji dzieci na Mikołaja nie widzieliśmy od lat i tylko jego czarodziejskie umiejętności sprawiły, że w całości dotarł na wyznaczone miejsce. Ponieważ nasze dzieci są grzeczne, wszystkie otrzymały paczki (niezdrowe oczywiście, bo wypełnione słodyczami, ale co tam) i mogły się przytulić do Mikołaja, z czego skrupulatnie skorzystały.
Zapytacie – gdzie tu narodziny miłości? Owszem, są. Pierwsza, to ta spontaniczna, która rodzi się ze szczerego podejścia dzieci, ich bezinteresownej otwartości na przyjęcie gościa. Druga, to sympatia okazywana innym dzieciom, najszczersza, niekłamana, zupełnie inna, niż w świecie dorosłych. A trzecia?
Rozmawiam z jedną z mam. Jej córka, od kilku lat nasza podopieczna, paraduje dumnie po sali, unosząc błyszczącą spódniczkę. Wygląda cudnie w tym skupieniu i radości. A jej mama? Jak wszyscy nasi rodzice, ma za sobą długą i trudną drogę. Myślę, że przed sobą również. W pewnym momencie patrzy na córkę i mówi : „Jestem dumna, że mam takie dziecko.”
To jest trzecia miłość. Najtrudniejsza, bo trzeba do niej dorosnąć.