Malwinka

tę stronę przeglądano: 3 107 razy

Życie uczy nas pokory. Niezależnie od tego, jak wielkie ambicje mamy na starcie i jak wielki potencjał w nas drzemie. Pokazuje także, że nie wszystko, co wydaje się na początku nie do przejścia, jest takie w rzeczywistości. Tak rozpoczyna się historia Malwinki.

„Kiedy byłam w ciąży” – wspomina mama dziewczynki – „lekarz zrobił mi usg. Coś kręcił głową, że główka nie układa się jak trzeba, ale nie powiedział nic konkretnego. Do końca nie wiedziałam, że moje dziecko będzie chore. Ale kiedy urodziła się mała, kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam od razu, że ma Zespół Downa. Byłam świeżo po emisji filmu o dziecku z tą chorobą, o samej chorobie niewiele wiedziałam, ale nie miałam wątpliwości, że to jest to.”

„Czy to oznacza, że przyjęła pani to spokojnie?”

„O nie. To zabrzmi może śmiesznie, ale chciałam szybko zasnąć. Miałam nadzieję, że jak minie noc, to coś się zmieni, ona będzie wyglądać inaczej. Nie mogłam uwierzyć, że to jednak prawda. Nie powiedziałam nawet mężowi. Dowiedział się dopiero, jak przyjechał do szpitala.”

„Jak to zniósł?”

„Okazało się, że lepiej niż ja. Porozmawiał z lekarzem, spokojnie przyjął fakty. Ja byłam załamana. A obok mnie leżała kobieta, która urodziła zdrowe dziecko. Przychodził jej mąż i cieszyli się swoim maleństwem. Wie pani, jak to potwornie boli? Chciałam jak najszybciej wyjść z tego szpitala, uciec stamtąd, myślałam, że oszaleję. Trudno to zrozumieć.”

Nie trudno. Konfrontacja z innymi, kiedy mnie wypełnia ból a innych szczęście, jest nie do zniesienia. Wierzę, że ucieczka jest wtedy szansą na to, żeby nie oszaleć.

„W końcu mnie wypuścili, a Malwinka musiała jeszcze zostać. Przyjeżdżałam, żeby ją dokarmiać. Było we mnie tyle buntu, żalu, pytań. I żadnych gorących, matczynych uczuć. Kiedy zabraliśmy ją do domu, nie było jakiejś radości. Mała była bardzo spokojna, a ja myślałam sobie, żeby spała jak najdłużej. Wciąż jeszcze miałam nadzieję, że coś się zmieni. Wbrew logice.”

„ To brzmi trochę jak rozmowa o dorastaniu do miłości.”

„Bo to tak jest. Kiedy ci mówią>> pokochasz swoje dziecko<<, to odbierasz to jak absurd. Jak pokochasz, skoro ono jest takie…inne? Nie wierzę w eksplozję uczuć w takim wypadku, każdy przechodzi czas buntu dłuższy lub krótszy, tylko nie wszyscy się do tego przyznają. A ja…nie chciałam brać małej na ręce. To mąż przynosił mi ją na kolana, to on oswajał mnie z rzeczywistością. I jakoś uczył, że musimy przyjąć to, co jest. Zaczęliśmy szukać pomocy dla Malwinki, rehabilitant, logopeda, psycholog, foniatra itd. Rodzice dzieci niepełnosprawnych dobrze znają te ścieżki. Z czasem, powoli, pomiędzy troską a obowiązkiem narodziła się miłość. Gdzieś tak po prostu. Nie wiem gdzie. Ale jest.”

„To chyba trudna miłość.”

„Trudna, bo wymaga czegoś więcej, poza normalnymi obowiązkami. Malwina nie porozumiewa się tak, jak zdrowe dzieci. Ma kłopoty z wymową i nawet ja nie wszystko rozumiem z tego, co mówi. A ona się denerwuje, bo dla niej to oczywiste. Ma świetny kontakt z koleżankami z klasy, zresztą w ogóle dobrze czuje się wśród dzieci, ale widać różnicę w rozwoju. Ja już się do tego przyzwyczaiłam, nie udaję, że nie ma problemu, bo to po prostu widać. Potrafię o tym dziś rozmawiać, ale zajęło mi to trochę czasu.”

„Inni ludzie to…?”

„Z tymi innymi to jest różnie. Moi bliscy zaakceptowali małą, ale też potrzebowali czasu. Dziś wiem, że to normalne. Dla wszystkich ta sytuacja była szokiem. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć. Rodzice dzieci zdrowych nie są w stanie tego pojąć, myślą, że mają problemy, bo ich dziecko nie chce się uczyć. Ja wiem, to są problemy, ale naprawdę chciałabym przejmować się czymś takim. A my dziś wiemy, że Malwinka będzie zawsze zależna od nas. To chyba jest różnica.”

Jest. Może tylko nie widać jej na pierwszy rzut oka. Bo w życiu jest tak, że zauważamy przede wszystkich tych, którzy potrafią szybko i błyskotliwie przebić się do przodu. Jakoś umyka nam świadomość, że nie wszyscy się przebiją, a niektórzy postawią następne kroki tylko wtedy, kiedy koło nich będą cierpliwie stąpać inni. Przez całe życie będą trzymać za rękę taką Malwinkę, Kubusia lub Jasia, bo tak po prostu trzeba. Uczą się trudnej miłości poprzez ból i łzy.

Myślę o tym wszystkim, patrząc na mamę Malwinki. Młoda, sympatyczna kobietka, która potrafi przyznać się do miłości po cierniach i trudzie. Jest prawdziwa w każdym swoim słowie. Widzę, jak tuż pod powieką rodzi się łza. Reszta jest milczeniem.