Ola

tę stronę przeglądano: 2 620 razy

Wbiega roześmiana. Okaz zdrowej, zadowolonej z życia siedmiolatki. Jasne włoski związane w dwa kucyki i beztroska buzia. Gdybym tego nie wiedziała, nigdy w życiu nie domyśliłabym się, jak bardzo chora jest Ola.

Miała cztery latka, kiedy wszystko się zaczęło. Latem bawiła się z innymi dziećmi. Któregoś dnia mama zauważyła, że dziecko ma zaczerwienione oczy, jakby trochę opuchnięte.  Lekarz przepisał leki  odczulające, sądząc, że to uczulenie.

„Wie pani” – mówi mama Oli – „dziś sama sobie wyrzucam, że to może moja wina. Nie zauważyłam, że dziecko prawie nie chodzi do łazienki. Umknęło mi to. Miałam pięcioro dzieci…”

Potem pojawił się stan podgorączkowy i w ciągu jednej nocy mała tak spuchła, że rano trzeba ją było dosłownie wyciskać z ubrania. Mama błyskawicznie znalazła się z dzieckiem  na izbie przyjęć, a lekarz patrząc na Olę w równie błyskawicznym tempie skierował je do Lublina.  Chciał wysłać obie karetką, ale tej akurat nie było. Jak powiedział, całe szczęście, że przyjechały samochodem, bo w tym wypadku liczy się każda chwila.

„Kiedy to usłyszałam” – wspomina pani Renata – „ugięły się pode mną nogi. Byłam pewna, że Ola umiera, zresztą widziałam po niej, że jest bardzo źle. W Lublinie nie zastanawiali się patrząc na dziecko, tylko natychmiast podłączyli jej sterydy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego i co to oznacza.”

„ A potem?” – pytam mamę Oli.

„Potem dowiedziałam się wszystkiego. Kolejne badania potwierdziły przypuszczenia lekarzy. Pani doktor nie pozostawiła mi żadnych złudzeń. Powiedziała na wizycie, żebym przyzwyczaiła się do myśli, że od tej chwili na zawsze mam w domu niepełnosprawne dziecko. Ola ma nerczycę.”

„Co to jest nerczyca?”

„To choroba nerek. Normalnie nerki przyjmują z organizmu wszystkie substancje szkodliwe i wydalają je w postaci moczu. Nerki działają trochę jak gąbka, tylko w jedną stronę. U Oli doszło do uszkodzenia nerek w taki sposób, że te szkodliwe substancje wydostają się z powrotem do organizmu i w ten sposób go zatruwają.”

Zapadła cisza. To trudna diagnoza dla czteroletniego dziecka…

„Czy można to leczyć?” – pytam z nadzieją. Czasem człowiek tak bardzo chciałby usłyszeć dobrą odpowiedź.

„Nie można” – odpowiada cicho mama Oli – „Widzi pani, jeśli takie zmiany zaczynają się w nerkach, to trochę tak, jakby wszystko, co chroni organizm przed szkodliwymi substancjami, zamieniało się w sito. Coraz większe dziury i coraz trudniejsza walka z nawrotami choroby. Podczas pierwszej wizyty w szpitalu lekarze powiedzieli nam, że u 5% pacjentów choroba atakuje tylko raz. Jeśli do roku nie powtórzy się nawrót, oznacza, że choroba ustąpiła. Jak ja się modliłam, żeby być w tych pięciu procentach. Minął rok, nawrotu nie było, a ja byłam szczęśliwa. A potem, półtora roku później, nastąpił nawrót. Już wiedziałam, że przegrałam tę walkę…”

Słucham mamy Oli. Patrzę, jak chowa twarz w dłoniach i jak drżą jej ramiona. Płacze cicho, niemal bezgłośnie. W takich chwilach każde słowo jest zbędne.

„Wie pani” – mówi poprzez łzy – „ja naprawdę robiłam wszystko, co mi kazali. Rygorystyczna dieta, na którą przestawiłam wszystkie dzieci, bo jak wytłumaczyć jej jednej, że nie może jeść tego co inni…bardzo częsta analiza moczu, poziomu białka, ciągłe wizyty u lekarza i sen na pół gwizdka. Walczyłam o nią i walczę do dziś…ale to są obie nerki…”

„ Ale przecież jeśli będzie bardzo źle, zawsze można wykonać przeszczep.”

„Nie zawsze. Akurat przy nerczycy jest tak, że przeszczepy się nie przyjmują. Nowa nerka jest od razu atakowana przez chorobę. Żadnych szans powodzenia…”

„Czyli  w ostateczności dializy?”

Mama Oli milczy. Po chwili mówi cicho:

„Nie chcę myśleć, co może się stać. Walczę i tak będzie, dopóki starczy mi sił. Moje dzieci są mi ogromną pomocą i nie wiem, jak wyglądałoby moje dziś, gdyby nie one.  Ale czasem, kiedy już nie mam sił, pozostają tylko łzy…”

Przede mną siedzi kobieta. Dotknięta przez życie mocno i boleśnie, przybita ciężarem ponad miarę. Dawno  zapomniała, co to znaczy myśleć o sobie, mieć dla siebie czas i odetchnąć z ulgą myśląc o następnym dniu.

Milknę z szacunkiem słuchając jej historii.