Kamil
tę stronę przeglądano: 2 624 razyChcę opowiedzieć Wam o Kamilu. Bo jest jedyny w swoim rodzaju, bo jest najukochańszym urwisem na świecie, bo…jest.
„Wie pani” – wspomina mama Kamila – „kiedy był mały, myślałam, że mam w domu bardzo mądre dziecko. Miał półtora roku, kiedy układał mi po kolei cyfry i litery alfabetu. Nigdy się nie pomylił.”
Faktycznie, dzieci w tym wieku przede wszystkim pewnie stoją na nogach i odkrywają świat. Ale takie umiejętności raczej należą do rzadkości.
„Kiedy okazało się, że nie wszystko jest w porządku?”
„Kiedy zauważyłam, że mały nie reaguje na moje polecenia. Nie słuchał, kiedy go wołałam, nie robił czegoś, o co prosiłam…nawet w pewnym momencie pomyślałam, że ma kłopoty ze słuchem. Ale to nie był słuch. Trochę uświadomili mi to inni.”
„Inni, to znaczy kto?”
„To moje siostry. Obie są po studiach, kierunki pedagogiczne. Obserwowały go uważnie i stwierdziły obie to samo: Kamil ma autyzm.”
„Ale to nie była diagnoza lekarska.”
„No nie, ale z tą lekarską to w ogóle było ciekawie. Kiedy pojechaliśmy do lekarza na Chodźki, Kamil został z moim mężem w poczekalni. Strasznie krzyczał, nie chciał wejść do gabinetu. Weszłam więc sama i przedstawiłam pani doktor sytuację i objawy. Powiedziałam też, że prawdopodobnie mój syn ma autyzm. No i się zaczęło…”
„Co się zaczęło?”
„Pani doktor stwierdziła, że to ja jestem chora, że czepiam się dziecka, które jest zupełnie zdrowe i stresuję je, przywożąc do szpitala. Dowiedziałam się, że coś sobie wymyślam i takie tam. Jednym słowem historia urojona.”
„Chyba trudno było oczekiwać, że pochwali pani samodzielne poszukiwania…”
„Ale równie trudno przyjąć diagnozę lekarza, który nawet nie zobaczył dziecka, a już wie na pewno, co i jak z nim jest.”
To prawda. Swoją drogą ciekawy sposób diagnozowania pacjenta…
„Wie pani” – dodaje mama Kamila – „mąż to się nawet ucieszył. Bardzo chciał, żeby to były tylko moje wymysły. Zresztą ja też bym chciała, ale wiedziałam, że jest inaczej.”
„A potem?”
„Zaczęła się codzienność. Trafiłam do przedszkola na Młodej Polski, do kogoś kto ma takie dziecko, do specjalistów. I niestety okazało się, że jednak to autyzm.”
„Jak pani sobie radzi?”
„Najtrudniejsze były początki. Musieliśmy przyzwyczaić się do faktów. Sporo czasu pochłaniała terapia. Teraz Kamil chodzi do klasy integracyjnej, ma dużo zajęć indywidualnych. Rozwija się, uspołecznia. Komunikuje się w sposób oszczędny. Odpowiada na moje pytania sporadycznie, ale rzeczowo. To, co bardzo mnie zaskakuje, to fakt, że nawiązuje kontakty z innymi. Rozumie, co się do niego mówi, ale nie zawsze daje temu wyraz. Największym problemem są jego ucieczki. Kiedy się wyrwie, potrafi uciec bez żadnej samokontroli, jakby bez świadomości tego, co robi. Nie można na chwilę spuścić go z oczu.”
Kamil ma jednak świadomość. W pierwszej klasie wypisał pani na tablicy tekst cyrylicą, co wprawiło w zdumienie wszystkich. Są elementy, symbole, znaki, które najwyraźniej budzą jego zainteresowanie. Potrafi być wtedy bardzo uważny. Jeśli coś wykracza poza świat jego zainteresowań, nie poświęca temu uwagi i nic nie potrafi go do tego skłonić. Czasem wygląda to tak, jakby jego uwaga skupiała się gdzieś obok, w niewidocznej przestrzeni.
Ostatnio Kamil przyszedł do szkoły w koszulce z napisem: „Najukochańszy urwis na świecie”. Oczywiście nie omieszkał uciec paniom kilka razy, ale „gotowość bojowa” nauczycielek sprawiła, że próby ucieczki kończyły się fiaskiem już kilkanaście metrów dalej. „Urwis” jest jednak w tej trudnej sytuacji, że jego wytrwałe próby ucieczki ,spotykają się z równie wytrwałą czujnością pań. Kamil wciąż się uczy zasad zachowania w grupie, tego co wolno, a czego nie. I jak na urwisa przystało, uśmiecha się wesoło.
Gdzieś w przestrzeń obok.
Do siebie? Do świata? Do wyobraźni, której nie jesteśmy w stanie pojąć?
Oto jest Kamil.