Byliśmy w Kazimierzu

artykuł przeglądano: 1 901 razy

SONY DSCChcę opowiedzieć Wam o ludziach, którzy sprawiają, że nawet w pochmurny dzień rodzi się słońce. Właśnie z takimi ludźmi 28 sierpnia byliśmy w Kazimierzu.

Wyjazd przeszedł nasze oczekiwania pod każdym względem. Jak nigdy, dopisała frekwencja, było nas prawie sto osób. Jeszcze rano, pewnie patrząc za okno, rodzice dzwonili z pytaniem – czy aby na pewno jedziemy? Ale cóż, grunt to układy – zaprzyjaźnieni szamani załatwili pogodę i deszczu doświadczyliśmy dopiero po powrocie. Bez przeszkód odbył się zatem spacer po Kazimierzu, rejs statkiem po Wiśle, zabawa na placu zabaw. Milusińscy dostali paczki ze słodyczami, a rodzice, nawiasem mówiąc, łakomie patrzący na prezenty dla pociech, też zostali potraktowani na słodko. Oczywiście wszystko po sutym obiadku.

Wyjazd był świetną okazją do podsumowania wakacji i spotkania dobrych znajomych. Ale także – ogromnym przedsięwzięciem logistycznym. Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby porywać się na wyjazd stuosobową grupą, z wózkami, cewnikami, przy niepewnej pogodzie. Trzeba mieć szczątkową wyobraźnię, żeby myśleć, że to wszystko się uda. Albo…

Albo trzeba mieć pasję. Wtedy wózki, cewniki, pogoda nie stanowią problemu. Dlatego teraz opowiem Wam o ludziach, których połączyła pasja.

Edyta Borowicz –  Czuchryta (dla nie wtajemniczonych – to ta ze społecznym ADHD) wraz z Małgosią Rafał (uwaga, ADHD jest zaraźliwe) napisały projekt konkursowy do Stokrotki. Ich pomysł był tak trafiony, że Stokrotka przyznała nam dofinansowanie na wycieczkę w kwocie 2 000,00 zł i zasponsorowała paczki dla dzieci. Urząd Miasta Lubartów dofinansował nasz wyjazd w ramach wakacyjnych środków na kwotę 1 000,00 zł i tak uzbierała się pokaźna suma, znacznie odciążająca nasz wycieczkowy budżet. Potem należało tylko dopracować tysiąc innych szczegółów i to jest miejsce, w którym najlepiej widać, jak sprawdzają się ludzie.

A sprawdzili się na medal. Grażynka Stawska, choć nie mogła z nami pojechać, perfekcyjnie dograła sprawę posiłków w Kazimierzu, zawiadomiła o wyjeździe rodziców. Danusia Derecka obdzwoniła pół świata z taką samą informacją. Basia Nowakowska służyła pomocą maluchom, nosiła, dokarmiała dzieciaki podczas wyjazdu. Grażynka Bednarczyk odłożyła swoje zajęcia, by pomóc i targała wózki, a w przerwach bawiła się jak dziecko z naszymi dziećmi właśnie. Sylwia Guz jeszcze dzień wcześniej siedziała w nocy, segregując słodycze i przygotowując paczki dla dzieci, a potem dzieliła równo i sprawiedliwie dobrami w autokarze. Pomagał jej w tym Krzysiek Świć, który dodatkowo śledził świat przez obiektyw aparatu (i on jest tym samym w posiadaniu dowodów rzeczowych przebiegu wyjazdu). Tacy właśnie są nasi „duzi” dla naszych „małych”, a to tylko cząstka.

Może mamy nie po kolei w głowach. Może mamy szczątkową wyobraźnię. Ale pomimo tego mamy coś jeszcze – przekonanie, że możemy na siebie liczyć, więc jesteśmy w stanie podjąć się rzeczy trudnych, z pozytywnym skutkiem. Wszystkim, którzy dołożyli tu cegiełkę własnego zaangażowania, składamy gorące podziękowania, bo dali naszym niepełnosprawnym podopiecznym szansę na uśmiech.

Justyna Wereszczyńska