Nigdy się nie poddawaj
artykuł przeglądano: 1 348 razyNiby truizm, takie hasło. Tym bardziej, że w wielu wypadkach i tak musimy zgodzić się na to, co niesie los. W wielu, ale nie zawsze. Tak jak Szymek.
Urodził się z porażeniem splotu barkowego. Dokładniej z porozrywanymi nerwami. Wiem, jak to brzmi, ale to najbardziej obrazowa forma, by opowiedzieć o tym, w jakim stanie przyszedł na świat. I nie było to w żaden sposób spowodowane wadą rozwojową dziecka, ale… nazwijmy rzeczy po imieniu – partactwem lekarzy. Mocne słowa? Być może. Ale prawdziwe. Niestety.
Kiedy Szymek przyszedł na świat, nikt z lekarzy nawet nie zająknął się, że zwyczajnie wyszarpnęli dziecko z matki. Ponieważ uparli się na poród siłami natury, a dziecko było znacznie większe, niż zakładali na początku. Ale o tym rodzice poinformowali lekarzy odpowiednio wcześniej. A jednak… Po porodzie lekarze oddali malucha rodzicom z ogólną informacją, że jest „pewien problem”, który wyjaśni ortopeda.
Określenie „pewien problem” zawsze budzi niepokój. Trudno zatem dziwić się ojcu, że zaczął dopytywać, o co chodzi. W odpowiedzi usłyszał tylko opryskliwe stwierdzenie pielęgniarki, żeby nie panikował. Bez komentarza.
Ortopeda okazał się za to wybitnym fachowcem w swojej dziedzinie. Wyjaśnił rodzicom, że nastąpił uraz okołoporodowy, w wyniku którego dziecko ma porażenie splotu barkowego. Uspokoił przy tym mamę, że to się zdarza (!), ale nie ma problemu, troszkę rehabilitacji i maluch dojdzie do siebie. Przemilczał dyskretnie fakt, że Szymek ma niewładną rączkę. W końcu po co stresować rodziców? I tak z czasem do tego dojdą…
Doszli. Szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Mama zauważyła to sama, jeszcze w szpitalu, gdzie oczywiście znów uzyskała zapewnienie, że wszystko jest do wyćwiczenia. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania odpowiedzi na pytania z dziedzin zupełnie kosmicznych dla młodych rodziców. Skutek tych poszukiwań okazał się miażdżący. Aby maluch mógł normalnie poruszać rączką, nie pomoże żadna rehabilitacja. Potrzebny jest przeszczep nerwów splotu barkowego. Operacja bardzo skomplikowana, kosztowna i w Polsce raczej bez szans na sukces, ponieważ lekarze nie mają dużego doświadczenia w takich zabiegach.
Co czuł Grzegorz? Dziś trudno to opisać. Mógł tylko płakać, płakać, płakać… nikt, kto nie doświadczył takiego wstrząsu, nie wie, ile łez człowiek w sobie mieści. Nie mógł przecież nic zrobić, nie mógł nawet pomóc Ani. Co czuła Ania? Tajemnica okupiona bólem, milionami pytań, bezradnością…
Ale w tym tunelu jest światełko właściwe młodym ludziom. Nosi ono imię: NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ. Po gorączkowych poszukiwaniach znaleźli klinikę w Aachen w Niemczech, która wykonuje zabiegi rekonstrukcji nerwów z dużym powodzeniem. Nasze Stowarzyszenie pomogło im pokryć koszty operacji Szymka. A potem zaczęła się długa i mozolna droga do normalności.
Dziś maluch odzyskał częściową sprawność dłoni. Proces rehabilitacji posuwa się powoli, ale w tak trudnych przypadkach trzeba uzbroić się w cierpliwość, wytrwałość, poświęcenie. Akurat o te cechy w wypadku Ani i Grzesia jestem spokojna.
Co jest najtrudniejsze? To, że ta historia jest prawdziwa. A przecież mogłoby jej nie być, gdyby lekarze raz na jakiś czas włączyli myślenie. Nie chodzi mi o lekarzy w ogóle, chylę przed nimi czoła, ale o zwykłych partaczy, których zjada rutyna i wszystkowiedza. Może czasem warto zastanowić się nad tym, że jeśli rodzice mówią /i mają dowody/, że na usg sprzed 2 tygodni dziecko miało wagę 4000 g, to raczej mało prawdopodobne, że po 2 tygodniach ma 3600g. Czy mieliby powód, by kłamać? Czy jakikolwiek rodzic zrobiłby coś takiego?
Szymek częściowo wygrał swoją walkę. Częściowo, bo jego zmaganie z losem ciągle trwa. Miał dużo szczęścia, bo trafił na mądrych rodziców, którzy nigdy się nie poddają.
Być może zastanawiacie się, czy rodzice Szymka podjęli problem błędu medycznego pod kątem prawnym. Niestety, ze względu na konieczność operacji i natychmiastowej, intensywnej rehabilitacji, jeszcze nie mieli na to ani sił, ani czasu.
A lekarze odpowiedzialni za dramat Szymka? Mam nadzieję, że mają duży kłopot patrząc na siebie każdego dnia w lustrze.